Rzepowa znów weszła w pierwsze lepsze drzwi, nie wiedziała biedaczka, że na tych drzwiach stał napis: „Osobom nie należącym do składu urzędu wchodzić nie wolno”.
Tylki ze stali nierdzewnej - „Nie tak jak sąsiedni kraj — Egipt”, w którym nie ma deszczy i ziemia jest wyschnięta i skamieniała.
— Skąd wziąłem, to wziąłem. Twarz jej w pełnym blasku nabierała ciepłych i pociągających barw, w cieniu wydawała się coraz groźniejsza. I zmieszała się krew ich z krwią mężów. M. — Prędzej, rozbierać się — powiedział pogardliwie jegomość z uliczki SainteAnne. Dzierżawca skulił się, uszu opuścił.
, jak robił zapas smarowidła na rzemienie: z wódki, sadła i sadzy gdańskiej; jak w osobny skórzany mieszek wkładał naczynie przygodnie: młot, obcęgi, dłuto, szydła, kopę całą ufnali; jak czyścił topór, samopał i szeroką szablę multankę, bo bez tego ani ruszaj się z domu, skoro cię droga prowadzi w takie dalekie a dzikie krainy.
Orkan niepojęty. Może uda ci się coś osiągnąć. Głosiliście ich za zdrajców i krzywoprzysięzcow — więc chcą, byście się zdali na ich wiarę. Z nim ją bowiem zaręczył w Troi przed lat wiela, A niebianie złączyli parę ksobie skłonną. Zdaje się, że żadnych innych bogów, a zwłaszcza naszych, znać nie chcą. Mniemanie było błędne. Mimo to sądzę, raczej z perspektywy czasu tak sądzę, aniżeli to dostrzegałem przed laty dwudziestu, że rzeczywista problematyka intelektualna i duszoznawcza Irzykowskiego wywodzi się z atmosfery modernistycznej, że stanowi jej bardzo przemyślane i odważne przedłużenie, podobnie jak z tej właśnie epoki wyszły teorie Freuda czy Adlera. Co w oczach mamy było szczególnie dla babki krzywdzące, to że życie niosło zdarzenia, o których babce nawet się nie śniło, i w ten sposób podważało jej pojęcia o ludziach i świecie, jako zbyt ciasne lub niesłuszne. Na ów widok radosny okrzyk wyrwał się z piersi żołnierstwa: — Warszawa Warszawa Okrzyk ów przeleciał jak grzmot przez wszystkie chorągwie i przez jakiś czas słychać było na pół mili drogi powtarzane ustawicznie słowo: „Warszawa Warszawa” Wielu Sapieżyńskich rycerzy nigdy nie było w stolicy, wielu nigdy jej nie widziało, więc jej widok wywarł na nich wrażenie nadzwyczajne. — Od Szwarca — Od Szwarca. Mość wywiodłeś mnie w pole, żem był jako ślepy miecz w twoim ręku, do rozlewania krwi bratniej skory.
Szlachetna przemowa mnie porywa”. Ale wzrok Lizy nie gubił się w całokształcie tego pięknego wieczornego obrazu, oddychającego spokojem i ciszą. Jej brat Liza nie była kimś, kto istniał tylko w stosunku do niego. Idą dzieci kształcone z wysiłkiem lub z nałogu. Sokrates miał twarz zawsze jednaką, ale pogodną i roześmianą; nie tak szpetnie jednaką, jak stary Krassus, którego nie widziano nigdy śmiejącego się. — To wesoło — A wesoło. Tuż Itak, wielki radą, niezmordowan trudem, Walecznych Kefallenów otoczony ludem; Jeszcze do nich wojenne nie doszły okrzyki, Gdyż dopiero się właśnie poruszały szyki Trojan, jeźdźców odważnych i greckich rycerzy. Rzekł i wraz ogromną Przyłbicę bierze z ziemi i kładzie na głowie. — Ale przykro mi, że człowiek taki jak hrabia zniżył się do tego rodzaju zysków. „Uciekam przed Azją — mówi sobie Basia — jestem w lesie, w nocy, nie mogę dojść do Chreptiowa i umieram”. Szczur parsknął pogardliwie, zawrócił, chcąc odejść, potknął się o pudełko od kapeluszy i upadł, mrucząc pod nosem dosadne wyrazy. mocne meble
Młodą Polskę, a ściślej i dokładniej modernizm, w ten sposób Krzywicki pojmował: jako zjawisko konieczne, ale zjawisko skazane nieuchronnie na przeminięcie.
— Przychodzę panią pożegnać — oznajmił pewnego dnia. Anusia poczęła opowiadać historię swego wyjazdu z Zamościa i wszystko, co się jej w drodze przygodziło. Niech sierdzi się do woli, niech się władzą mami, — Niedługo, a utraci berło nad bogami. — A teraz zostań zdrów, Hanusik Na plebanii pewnie już pochrypli od wołania: — „Matys Matys a gdzieżeś to, psianogo” Ani mnie to minie, że wezmę po uszach Jak co zobaczę, jak co usłyszę, aby co ważnego a dobrego, to choćby do Soli posztykulam do ciebie, chociem chromy, boście wy dla mnie zawsze dobrzy byli, i ty, i Markowa Hej, hej, żebyście to wy na sołtystwo wrócili A tobym ja rad zagrał Kajdaszowi na waletę ot, na tę nutę: Żegnaj cię pies, żegnaj cię pies, Cyganku Witaj cię bies, witaj cię bies, Cyganku I Matysek odszedł śpiewający. Pacholicy pilnowali kolejno koni, które wytarzawszy się, drzemały po zjedzeniu obroków, zakładając sobie wzajem głowy na karki. — I szańce sypią, a tu ćma taka, że palców u własnej ręki nie dojrzysz.